Popular Posts

 

+

 

"My mind was a fog... My heart became a bomb."

Jesteś szczęśliwy? Pytanie, nad którym raczej nie trzeba się długo zastanawiać. Szczęśliwym się jest albo nie. Nie ma nic pomiędzy. Chyba każdy z nas chce być szczęśliwy. Czasem tak sobie myślę, że dla większości z nas szczęście jest trochę jak ruchomy cel.

Przez większość życia go szukamy. Wydaje nam się, że jeśli zdobędziemy odpowiedni status, majątek, wypracujemy fantastyczną sylwetkę, czy wreszcie stworzymy w końcu z kimś ten jeden prawdziwy i niepowtarzalny związek, to wreszcie będziemy szczęśliwi. Panuje chyba takie przekonanie, że jeśli kiedyś coś się stanie, coś się wydarzy lub zrobimy coś konkretnego, to wtedy na pewno będziemy szczęśliwi.
Nie jestem pewien, dla niektórych z nas być może rzeczywiście tak jest. Nie jestem w stanie tego stwierdzić jednoznacznie, ponieważ - nie odbierzcie tego jako moje narzekanie - nie jestem ani bogaty, na pewno nie będę nigdy przypominać modela i nadal jestem samotny... ale mogę z całą pewnością powiedzieć, że jestem szczęśliwy. Nie będę wypisywać farmazonów i twierdzić, że żadna z wymienionych przeze mnie wcześniej rzeczy nie ma dla mnie większego znaczenia, bo tak nie jest. Nie zamierzam rzucić wszystkiego w diabły, zostać pustelnikiem, głosić wiarę, nadzieję, miłość i udawać, że nic poza tymi trzema sprawami dla mnie się nie liczy. Jasne, jak prawie każdy z nas jestem w jakimś tam stopniu materialistą, ale żyjemy w takich czasach, że inaczej zwyczajnie się nie da. O swoją sylwetkę także zupełnie niedawno zacząłem dbać, ale na pewno nie ze względów narcystycznych, tylko zdrowotnych. Serio. Wszystkie te sprawy także dla mnie mają znaczenie, ale patrzę na nie teraz trochę inaczej, niż jeszcze parę lat wcześniej.

Czym dla mnie jest szczęście? Dobre pytanie. Być szczęśliwym to dla mnie być zadowolonym ze swojego życia. To poczucie, że wszystko to, co robimy i czego doświadczamy ma sens oraz jest wartościowe. Nie postawiłbym między nimi znaku równości, ale bycie szczęśliwym wiąże się dla mnie nierozerwalnie z byciem na co dzień optymistą. Wychodzi na to, że szczęście to jest aktualny stan naszego wnętrza. Nie miejsce, w którym się znajdziemy, gdy zostaną spełnione jakieś warunki. Chyba zbyt często przeceniamy rolę zewnętrznych czynników, a okazuję się, że już teraz mamy wszystko to, co potrzeba by być szczęśliwym. Gdy to sobie w końcu uświadomimy, nagle okaże się, że w naszym życiu, tak zupełnie na co dzień jest wiele niezwykłych rzeczy. Od razu do głowy przychodzi mi to, jak cholernie ważne jest to, kto jest obecny w naszym życiu. Pewnie nigdy bym tego nie napisał, gdyby nie moja rodzina, przyjaciele i najbliżsi znajomi. Co jeszcze? Kurczę, wiele rzeczy - to na pewno jest bardzo złożona i indywidualna sprawa dla każdego człowieka, ale dla mnie jest to na przykład (od całkiem niedawna) aktywność fizyczna - zwykły spacer przez las albo bieg tuż przed zachodem słońca. W moim przypadku w dużej mierze o to właśnie chodzi - o takie docenianie najprostszych, wydawałoby się prozaicznych spraw. Ostatnio nasunęła mi się jeszcze jedna kwestia - nie wiem, czy to odnosi się do nas wszystkich, pewnie tak, ale chyba nigdy nie będziemy szczęśliwi, jeśli nie zaakceptujemy tego, kim tak naprawdę jesteśmy - z wszystkimi naszymi wadami i niedoskonałościami, na które często nie mamy wpływu. Naprawdę trudno być szczęśliwym, jeśli nie żyjemy w zgodzie z naszym wewnętrznym "ja".

Czy jest jakiś uniwersalny przepis na to, żeby być szczęśliwym? Nie wiem. Na pewno go nie odkryłem i taki raczej nie istnieje, bo przecież każdy z nas jest inny. Pisząc wcześniej o zadowoleniu nie miałem na myśli stagnacji. Chodzi mi o to, żeby nie osiadać na laurach i nie popadać w samozachwyt, kiedy coś osiągnęliśmy. Staram się unikać schematów i rutyny, stawiam sobie nowe cele (takie bliżej sufitu niż podłogi), ale ich zdobycia nie traktuję już jako celu samego w sobie. Każdego dnia staram się być tą lepszą wersją samego siebie i cały czas wychodzić poza bezpieczną, przyjemną strefę własnego komfortu, ponieważ tam dzieje się to, czego początkowo możemy się bać; to, co może nas nawet przerażać, ale jeśli się z tym zmierzymy, to z czasem zupełnie inaczej zaczniemy postrzegać nasze życie. Warto o to zawalczyć. Wiem to z pierwszej ręki.

Czy jestem szczęśliwy przez cały czas? Oczywiście, że nie. Chyba nie da się przeżyć całego życia w stanie permanentnego szczęścia, a przynajmniej ja nie jestem w stanie sobie tego wyobrazić. Nie jest też tak, że moje życie to jedno wielkie pasmo szczęścia. Jak to bywa w życiu, wszystko jest ze sobą wymieszane. Wiem też, że życie potrafi nas zaskakiwać i czasem po prostu dzieje coś takiego, że trudno doszukać się w nim choćby najmniejszej cząstki szczęścia. Tragedia, wypadek, porażka, kolejna klęska, zawód czy niepowodzenie... Chodzi mi tylko o to, że wszystko to, co nas spotyka nie jest czymś, co nas określa. Definiuje nas to, jak sobie z tym radzimy. To, w jaki sposób pokonujemy pojawiające się na naszej drodze trudności i przeszkody. Jak każdy mam swoje lepsze i gorsze okresy, ale tych lepszych jest jak dotąd zdecydowanie więcej albo trwają znacznie dłużej. 

Łatwiej to wszystko napisać, niż zrobić? Zgadza się. Pozwólcie jednak, że na koniec zadam kilka pytań, które niekoniecznie będą skierowane do Was.

Jak bardzo musimy się rozchorować, żebyśmy w końcu zaczęli szanować nasze zdrowie i to, że jesteśmy w pełni sprawni? Ile czasu musimy jeszcze stracić, żeby zrozumieć, że liczy się każdy dzień? Ile razy musimy powiedzieć coś głupiego, żeby dotarło do nas to, że czasem lepiej jest zwyczajnie pomilczeć? Ile porażek musimy ponieść, żebyśmy zrozumieli, że dzięki każdej z nich jesteśmy mądrzejsi? Ile razy nie zdążymy albo nie odważymy się powiedzieć komuś, jak wiele dla nas znaczył, żeby potem było już na to za późno? Ile razy nasze serce musi się złamać, żebyśmy mogli zrozumieć, że prawdziwa miłość dopiero przed nami?
I wreszcie, jak bardzo życie musi nas jeszcze sponiewierać, byśmy w końcu przestali narzekać i zaczęli się nim cieszyć?

Po co to wszystko piszę? Piszę to, ponieważ w głębi duszy uważam, że życie jest piękne. Tak po prostu. Mam szczerą nadzieję, że również tak uważacie.

Na koniec, tak żeby te atrapy choinek ze zdjęcia nie okazały się totalną zmyłką, chciałem Wam życzyć radosnych i spokojnych Świąt, które - mam nadzieję - spędzicie w rodzinnym gronie. A kolejny rok niech będzie lepszy od tego mijającego i niech dostarczy nam ciekawych, być może wspólnych nie-tylko-sportowych wrażeń. Ja jestem nim podekscytowany jak nigdy dotąd.

No i przez tych kilka najbliższych dni postarajcie się za bardzo nie przejeść - w zdrowym (lekkim) ciele, zdrowy duch (:

Wszystkiego dobrego!

0 komentarze:

Prześlij komentarz