Popular Posts

 

+

 

Moje podsumowanie 2013 r.


Jutro (a właściwie to już dziś) wypada ostatni dzień tego roku i jak zawsze jest to dobry czas na podsumowania. Po dość późnej obiadokolacji stoi przede mną w połowie pełny Sommersby i kilka pysznych śliwek w czekoladzie, zatem możemy zaczynać. 

Jaki był dla mnie ten 2013 rok? Nie wiem oczywiście, co przyniesie przyszłość, ale chciałbym za te kilka kilkanaście lat wspominać go jako przełomowy. Wydarzyło się w nim dużo ważnych dla mnie rzeczy, spośród których chciałem wyróżnić trzy najważniejsze. Kolejność? Będę stopniować emocje...

III. Najniższe miejsce na moim prywatnym podium zajmuje bieganie. Nie spodziewałem się tego, że stanie się ono dla mnie tak cholernie ważne. Pewnie się powtarzam, ale dzięki bieganiu i tym, co ze sobą przyniosło, zaczęło się zmieniać moje życie. Teraz trudno mi sobie wyobrazić jeden tydzień bez tych dwudziestu - trzydziestu przebiegniętych kilometrów. Od prawie dwóch miesięcy jestem "zamknięty" w siłowni na bieżni - to dla mnie takie trochę biegowe zesłanie - chyba nigdy nie przekonam się do takiej odmiany. Naprawdę, czasami jest to dość żmudne - machanie rękami i przebieranie nogami w miejscu przez tych kilkadziesiąt minut. Może nie byłoby jeszcze tak źle, gdyby nie te przeklęte lustra, które kończą się mniej więcej na wysokości mojej brody, przez co biegnąc na bieżni nie mogę patrzyć się przed siebie, ponieważ uskuteczniam wtedy dziwną odmianę "pojawiam się i znikam". Pozostaje mi zatem obserwowanie pojawiających się na mojej koszulce fantazyjnych wzorów od potu i obserwowanie tego jak stawiam stopy, co - już tak bardziej poważnie, jest jedyną fajną stroną biegania na bieżni. Może choć w niewielkim stopniu na wiosnę poprawię dzięki temu moją technikę. Nie miałem chyba bardzo ważnych biegowych osiągnięć w tym roku, choć chciałem wspomnieć tutaj kilka z nich: kilka razy udało mi się ukończyć moje prywatne półmaratony, jeden "prawie maraton" i wziąłem udział w kilku biegach masowych. Chciałem przez ten kalendarzowy rok przebiec 1000 km - niestety nie wykonam tego założenia - zabraknie mi ok. 50 km. W przyszłym roku dokładam do tego tysiąca jeszcze jedną setkę i jeśli tylko zdrowie będzie mi dopisywać (tak, tak - starość nie radość... :), to jestem spokojny o końcowy rezultat. Teraz już tak całkiem serio - jeśli z czymś się zmagacie, macie jakiś problem do rozwiązania albo po prostu chcecie poczuć się lepiej we własnej skórze, to dajcie bieganiu (albo jakiejkolwiek innej aktywności fizycznej) szansę. Nie poddawajcie się. Efekty przerosną Wasze najśmielsze oczekiwania.

II. Miejsce drugie przypadło mojej aktualnej sytuacji zawodowej. Właściwie to w ogóle nie mam się jeszcze tutaj czym pochwalić (wręcz przeciwnie), ale po latach obaw, lęku, wahania, lenistwa, strachu (wszystkie odpowiedzi się poprawne) zdecydowałem się na otworzenie własnej działalności. Zawsze miałem związane z tą decyzją ogromne obawy. Bałem się, że sobie nie poradzę, że się nie nadaję, że to na pewno nie dla mnie... Co się zmieniło? Zmieniło się to, że dalej się boję, ale w końcu to robię. Moje zaufanie do samego siebie w końcu jest na takim poziomie, że jestem w stanie to zrobić i jestem przekonany że jeśli włożę w to dużo pracy i serca, to dam radę. Wiem, że ta decyzja zmieni całe moje życie (coś u mnie dużo ostatnio takich zmian), ale jestem na to gotowy. Jeśli wszystko dobrze się ułoży, iGeo oficjalnie startuje na wiosnę.

I. Pora na miejsce pierwsze.
Trochę nie wiem jak zacząć... Zawsze byłem dość skryty, czasem do przesady. To także zmieniło się w tym roku. Wszystko za sprawą jednego spotkania i jednej znajomości. Dzięki niej przekonałem się, co to znaczy robić coś w afekcie. Zerknąłem na to, co tutaj napisałem przez kilka ostatnich miesięcy i byłem dość monotematyczny. Wychodzi na to, że najpierw byłem głupkiem, który miał nadzieję na coś, co od samego początku nie miało przyszłości. Potem zachowywałem się jak kretyn.
Wiem już, że nie byłem ani głupkiem, ani kretynem.
Ktoś bardzo mądry powiedział kiedyś, że "są w życiu rzeczy, które warto i są rzeczy, które się opłaca. Nie zawsze to, co warto się opłaca. Nie zawsze to, co się opłaca, warto." Być może nie opłacało się mieć nadzieję. Być może to wszystko od samego początku nie miało sensu, ale było warto. Dlaczego? Ponieważ czas, kiedy byłem przekonany, że to wszystko było prawdziwe i mogłem dla Niej zrobić wszystko - nawet jeśli trwał bardzo krótko - był bezcenny.


Szczęśliwego Nowego Roku!

Stay tuned.

2 komentarze:

  1. Gratuluje bycia szefem wszystkich szefów, a najbardziej swoim własnym :)
    Czemu biegasz na siłowni? Przecież pogoda nie jest taka zła (;
    Ja czasami też biegam ale bardzo niesystematycznie i zaledwie mały procent tego co przebiegniesz Ty ;)

    Pozdrawiam, Luu

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki Lucyno :)
    Biegam wcale nie tak dużo. W sumie to dalej się tego uczę. A biegam w siłowni, ponieważ zmagam się trochę z moim kręgosłupem i wolę go nie obciążać (mimo wszystko) niskimi temperaturami. Czekam na minimum +10 :)

    Pozdr.

    OdpowiedzUsuń