Popular Posts

 

+

 

Not heroic acts of man

Kilka miesięcy temu, kiedy zaczynałem pisać tego bloga, niezbyt dobrze przemyślałem jego nazwę. Generalnie to od tamtego czasu sporo innych rzeczy również niezbyt dobrze przemyślałem, ale ostatecznie wyszło mi to na dobre. Oczywiście wszystko w myśl zasady, żeby za dużo nie myśleć. Jednak nazwa bloga musiała się zmienić. Marcin śni? Co ja sobie wtedy myślałem? Będąc ze sobą tak zupełnie szczerym, to dokładnie pamiętam, co sobie wtedy myślałem.

Myślałem, że spotkałem kogoś wyjątkowego. Kogoś, z kim mógłbym, po raz pierwszy w życiu, tak naprawdę i do końca być szczery. Osobę, przed którą nie musiałbym udawać kogoś, kim nie jestem. Wiem już, że tak było, jednak Jej wyjątkowość najzwyczajniej nie była przeznaczona dla mnie.
Rzeczywistość zatem dość szybko zweryfikowała moje nadzieje. Po głębszym zastanowieniu mogę napisać, że niczego nie żałuję, za nic też na pewno nie będę przepraszać, choć pewnie znalazłoby się kilka takich "głupich" spraw :] Nie umiem oczywiście zaplanować tego, co będę czuć za jakiś czas, tak samo jak nie planowałem tego, co się (nie)wydarzyło w przeciągu tych kilku ostatnich miesięcy, jednak jednego jestem pewien - tak do końca tego wszystkiego jeszcze nie przetrawiłem, ponieważ w ostatni piątek wystarczył jeden widok osoby do Niej podobnej, żebym w jednej chwili stracił głowę, a całą misternie budowaną pewność siebie trafił szlag. Muszę dodać, że byłem zupełnie trzeźwy, ponieważ przez cały sierpień nie piję alkoholu. Widocznie cała sprawa jest jeszcze zbyt świeża. Na serio muszę wziąć się w garść.  Czas podobno leczy wszystko, zatem z każdym dniem powinno być tylko lepiej. Tylko dlaczego trudno jest mi w to teraz uwierzyć?

Oprócz nazwy i adresu bloga zmienia się także jego piosenka przewodnia. Tym razem nie musiałem się długo zastanawiać, ponieważ...


...najpierw zgrywałem rycerza w gównianej zbroi, a następnie wypłakiwałem swoje żale w poduszkę i czekałem aż powrócą moje najgorsze instynkty. Nie powróciły (na całe szczęście), ale w międzyczasie stałem się tym ciulem z kuchni. Potem, ponownie przez krótką chwilę, nie chciałem niczego innego poza tym, żeby zostać Twoim facetem. W piersi lwa nadal biło moje serce tchórza. Na sam koniec okazało się, że jednak jestem taki sam jak wszyscy - godny pożałowania, samolubny, ale w dalszym ciągu próbujący się poprawić.




Mimo to, nadal tutaj jestem. Niezbyt odważny, ale się staram.



3 komentarze:

  1. Żałować w życiu to można jedynie tego, czego się nie zrobiło/spróbowało/od czego się uciekło. Wszystko jest cenne, nieważne czy zakończone sukcesem, czy rozczarowaniem. Sęk chyba w tym, żeby se jakoś umieć z tym wszystkim radzić. Ale to tylko takie moje farmazony

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja dopiero drugi raz "nie uciekłem". Chociaż nie... Pewnie było więcej takich nie-ucieczek, ale ta jest pierwsza, w której zachowuję się jak gimnazjalista (z całym szacunkiem dla gimnazjalistów). Radzić sobie chyba z tym wszystkim za dobrze nie radzę. Może chociaż wyciągnę jakieś dobre wnioski.

    Widzimy się w sobotni poranek?

    OdpowiedzUsuń
  3. no i właśnie pod tym względem nawet porażka jest cenna! głowa do góry!
    widzimy się! choć życie i skracający się dzień poważnie zaczęły obcinać moje bieganie :( i mam kryzys :( :( :( i mi źle...i zażeram smutki. eh, dorosłe życie

    OdpowiedzUsuń