Popular Posts

 

+

 

Na pohybel niedowiarkom!

Po co ja w ogóle biegam? Takie fundamentalne pytanie zaczęło mi kołatać w głowie gdzieś tak około 25 km tuż przed południem, kiedy pojawiły się pierwsze, nieśmiałe skurcze nóg.

Jak zwykle, przy dłuższych wybieganiach nie biegłem na tempo, ale także i ono okazało się zaskakująco dobre - ostatecznie 5:35/km. Dystans półmaratonu pokonałem poniżej dwóch godzin, zatem plan na ten rok w sumie już wykonałem, bo właśnie to było moim głównym celem - przebiec te cholerne 21,1 km w mniej niż dwie godziny. Cały czas biegłem w przeświadczeniu, że teraz niekoniecznie złamię tę barierę, ale gdy to się udało, to znowu poczułem się fantastycznie. Euforia, dzika radość, nagle nogi same zaczęły mnie nieść, Spotify wylosowało akurat idealną piosenkę… Sami wiecie, wszystko mi w tamtym momencie pasowało :] Biegnąc uśmiechałem się przez kilka dobrych minut sam do siebie, a mijani przeze mnie ludzie pewnie mogli sobie pomyśleć: "O co chodzi temu wariatowi?"

Temu wariatowi chodzi o to, że biega po to żeby przełamywać własne granice, które jak się okazuje, istnieją głównie w jego głowie. Dobra, pomyślałem sobie, że skoro jest świetna pogoda, dzień najwyraźniej mam dobry, mimo zaliczenia jednej porządnej gleby, pomylonej dwa razy drogi i rozwiązanej sznurówki, to czemu miałoby mi się nie udać przebiec tej magicznej 30-stki, którą sobie założyłem wychodząc dziś z domu? No i udało się! Równo dwie godziny i czterdzieści osiem minut. Tak jak napisałem we wstępie, ostatni odcinek był najcięższy. Kiedyś przeczytałem, że każdy bieg trzeba rozłożyć na trzy odcinki: pierwszy należy przebiec z głową, drugi - charakterem, a trzeci - sercem. Osobiście najbardziej lubię ten ostatni odcinek. Nie dlatego, że zaraz będzie finisz, ale dlatego, że właśnie wtedy najbardziej zmagam się ze sobą, z moimi słabościami i ograniczeniami. Tak było również dzisiaj. Pod koniec, kiedy naprawdę zaczynało brakować mi już sił, nogi nagle zrobiły się dziwnie sztywne, zaczęły się pojawiać pytania. Po co ja to robię? Po jaką cholerę się tak męczysz? Przecież mogłeś dziś się wyspać, wstać jak człowiek i spędzić tę sobotę zupełnie normalnie… Ale widzicie - nie wiem czy to będę umiał sensownie opisać - zmaganie się z samym sobą, pragnienie dobiegnięcia do końca, nie za wszelką cenę, ale dlatego, że jak zrezygnuję, to i tak ten fizyczny ból, który czuję teraz będzie lepszy od uczucia rezygnacji - wszystko to sprawia, że dla biegania chce mi się wstawać w sobotę o 6 rano. To uczucie na ostatnich kilkuset metrach, kiedy już nie zerkam na czas, przebyty dystans, kiedy stan psychicznie euforyczny wymieszany jest z krańcowym zmęczeniem fizycznym. Jest jeszcze to dziwne przekonanie, że to wszystko, mimo zmęczenia, bólu i tych wszystkich pytań, ma sens.
Abstrakcja. Gdyby ktoś niewiele ponad rok temu powiedział mi, że mam realną szansę przebiec maraton w czasie poniżej czterech godzin, to pewnie popukałbym się w czoło i pomyślał, że to brednie. Dzisiaj zastanawiam się nad startem na tym dystansie w maju w Krakowie. Jeśli jutro będą jeszcze wolne miejsca, to pewnie się zapiszę :) Bieganie naprawdę potrafi zmieniać podejście do życia. Wiem coś o tym.
Na koniec piosenka, bez której chyba nie dałbym dziś rady. Dzięki The 1975 za „Złodziei” i do zobaczenia 26 listopada w Warszawie :)
PS.
„Nie rób priorytetu z kogoś, dla kogo nie jesteś nawet opcją.”

4 komentarze:

  1. 3Kopce3Kopce3Kopce3Kopce3Kopce3Kopce3Kopce3Kopce3Kopce3Kopce3Kopce3Kopce3Kopce3Kopce3Kopce3Kopce3Kopce3Kopce3Kopce3Kopce3Kopce3Kopce3Kopce3Kopce3Kopce3Kopce3Kopce3Kopce3Kopce3Kopce3Kopce3Kopce3Kopce3Kopce3Kopce3Kopce3Kopce3Kopce3Kopce3Kopce3Kopce3Kopce3Kopce3Kopce3Kopce3Kopce3Kopce3Kopce3Kopce3Kopce3Kopce3Kopce3Kopce3Kopce3Kopce3Kopce3Kopce3Kopce3Kopce3Kopce3Kopce3Kopce3Kopce3Kopce3Kopce3Kopce3Kopce3Kopce3Kopce3Kopce3Kopce3Kopce3Kopce3Kopce3Kopce3Kopce3Kopce3Kopce3Kopce3Kopce3Kopce3Kopce3Kopce3Kopce3Kopce3Kopce3Kopce3Kopce

    Dasz radę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. a ty wiesz, że zgłosiło się już ponad 2000 ludzi?!
    zaryzykowałam jeszcze, ale z tego wszystkiego to juz nie wiem czy starczy dla mnie numeru :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam nadzieję, że jednak dostaniesz swój numer. Mój to 1219 :) Będzie niezły tłum, ale to świetnie przecież :]

    OdpowiedzUsuń