Popular Posts

 

+

 

And this will be our favorite song

Spontan. Impulsywne, niezaplanowane działanie. Nigdy nie byłem w nich specjalnie dobry. Okazuje się jednak, że czasem takie spontany są fajne. Nawet bardzo fajne. Ten też taki był :]


Sobota, 12 X; jakoś koło 7:30. "Cholera. Jechać, czy nie jechać? Jak nie pojedziesz, to przecież będziesz sobie mógł jeszcze trochę poleżeć… Pewnie i tak już tam nie ma miejsc… Pieprzyć to. Wstaję." To były moje pierwsze chwile i luźne myśli dzisiejszego poranka.

Wczoraj przed wieczorem zorientowałem się, że dziś o 13:00 w Rzędkowicach koło Zawiercia odbywa się przełajowy bieg Fundacji DOMIN. Pomyślałem też sobie od razu, że już pewnie dawno nie ma miejsc, ale szybki poranny telefon do organizatorów wyprowadził mnie z błędu i utwierdził mnie w przekonaniu, że jednak warto tam pojechać. Sam bieg ma na celu aktywizację dzieci z chorobami nowotworowymi poprzez ich uczestnictwo w obozach rehabilitacyjno-wspinaczkowych (więcej informacji na stronie fundacji). Startowałem tam w zeszłym roku; zgubiłem się na trasie, ale moje wrażenia były jak najbardziej pozytywne. Decyzja została zatem podjęta - lecę.


Tym razem się nie zgubiłem. Na finiszu jak zwykle pocisnąłem :], a świadomość, że dzięki temu mogłem komuś choć trochę, nawet w bardzo niewielkim stopniu pomóc sprawiła, że to wszystko okazało się jeszcze bardziej wartościowym przeżyciem. Bieg był bardzo kameralny. Na starcie do głównego dystansu stawiło się niewiele ponad 30 osób. Trasa, choć bardzo malownicza, była jednocześnie dość wymagająca, łatwo było się zgubić, a jeden solidny podbieg ok. 7 kilometra okazał się dla mnie ścianą płaczu. Po ciężkiej wspinaczce dostałem jednak skrzydeł i finiszowałem na ósmej pozycji! Wiem, że uczestników było niewielu, niemniej jest to moje historyczne miejsce w pierwszej dziesiątce. W przyszłym roku będę chyba atakować tam podium :) Na koniec zostaliśmy poczęstowani  spaghetti i pysznym kompotem. Reasumując - było fantastycznie. Przez cały czas w Rzędkowicach panowała bardzo fajna atmosfera, która sprawiła, że w przyszłym roku na pewno tam wrócę. A już w domu, w nagrodę za dobry bieg, upiekłem sobie ekspresowe (chyba ciut za bardzo) dietetyczne ciastka owsiane. Wyszły całkiem dobre (to wspaniałe ciasto drożdżowe niestety nie jest moim wyrobem:)

3 Kopce
W zeszłą niedzielę wystartowałem w krakowskim Biegu Trzech Kopców. Nie spodziewałem się, że będzie tam aż tak trudno. Pogoda w sumie nam sprzyjała, ale sama trasa była dla mnie dużym wyzwaniem. Dwa podbiegi pod Kopiec Kościuszki i Kopiec Piłsudskiego będę pewnie jeszcze długo pamiętać.
Plan, polegający na zajęciu miejsca w tej lepszej połówce udało mi się zrealizować. Na 1942 uczestników, którzy ukończyli bieg, uplasowałem się na 938 pozycji :]
Agnieszko, mam nadzieję, że nasze wspólne starty w małopolskich biegach masowych staną się nową świecką tradycją. Musimy jeszcze Tomka dokooptować do naszego składu i będziemy nie do pokonania :]
Nie wiem, czy uda mi się jeszcze w tym roku gdzieś wystartować. Na początku jakoś tak te biegi masowe w ogóle mnie nie pociągały, ale teraz coś się zmieniło i tylko szukam kolejnego pretekstu do startu. Nie rywalizuję oczywiście z nikim (może czasem tylko na samym finiszu:), tylko z samym sobą. Fajnie byłoby zakończyć sezon jakimś biegiem z okazji święta 11 listopada. Zobaczymy, jak to będzie.


Na koniec piosenka. Nie może być inaczej. Nie wiem, jak mogłem przegapić to małe arcydzieło w wykonaniu Goo Goo Dolls, pochodzące z ich ostatniej płyty. Piosenka "Come to me" jest najzwyczajniej w świecie piękna. Świetny tekst, nie silący się na nie wiadomo jakie metafory czy przenośnie i urzekająca melodia. Fajnie byłoby komuś ją zadedykować. Albo do niej zatańczyć. To dopiero byłoby coś…

Stay tuned.

1 komentarze:

  1. Marcin jesteś niesamowity! :D Gratuluję!!! coś w tych startach jest, prawda? nieco to uzależniające, z naciskiem na nieco bardziej :D przede mną jutro Tarnów i jak zwykle się stresuję, że nie dojadę na czas. A reszta to już będzie bajka. Strasznie się wzruszam na starcie i na mecie zwykle, jak na babę przystało, najchętniej bym się wtedy rozbeczała ze wzruszenia, że mogę brać w czymś takim udział, pokonywać samą siebie i udowadniać sobie, że warto. na początku walczyłam o powrót do formy i o poprzednie ciało, teraz to już-pokuszę się o stwierdzenie-pasja. no kto by pomyślał :D :D :D
    mam to samo, szukam sobie kolejnych biegów, w czym nieraz wyręcza mnie Piotrek :P A bieganie z Tobą to naprawdę przyjemność :P Także wiesz, przez Ciebie mam ten półmaraton bardzo na myśli na wiosnę :) to byłoby coś! kolejny cel-wyznacznik :D
    Tym czasem upraszam o trzymanie za mnie jutro kciuków!
    Goo Goo Dolls piękne :)

    OdpowiedzUsuń