Popular Posts

 

+

 

Buszujący....

Wpis będzie dziwny. W sumie, to chyba większość z nich taka jest, ale ten będzie wyjątkowo dziwny… :) Trochę o wszystkim, trochę o niczym. Będzie powstawać etapami - dziś są jego narodziny. Znajduję się teraz w dziwnym miejscu. Nie fizycznie (bo akurat siedzę przed komputerem, gdy to piszę), tylko psychicznie, ponieważ czuję, że to właśnie teraz coś w końcu zmienia się w moim życiu. Nie wiem jeszcze, gdzie ta zmiana mnie zaprowadzi. Dam z siebie wszystko, żeby to nowe miejsce okazało się fajne.

Skąd taki dziwny wstęp? Być może przez to, że przez kilka ostatnich dni zrobiłem mały zawodowy przewrót. Pewnie to jeszcze nie jest rewolucja, ale czekają mnie zmiany. Wiele zmian. Nowa-stara praca. Jeszcze to do mnie trochę nie dociera. Za niecałe dwa miesiące będę pewnie wiedzieć nieco więcej.

Kurczę, lubię jesień, ale niekoniecznie z taką pogodą, jaką mamy teraz. Biegać za bardzo rano się już nie da, bo już dość chłodnawo jest. Wieczorami podobnie. Trochę mi z tego powodu smutno, ale najwyższa pora kupić karnet na siłownię i zaprzyjaźnić się z bieżnią na najbliższe prawie pół roku (sic!), niemniej zamówiłem właśnie nowe spodnie do biegania (te stare zrobiły się na mnie mocno za duże, a te zamówione to jakiś legendarny model:) i sprawdzę je w niedzielę w Krakowie. Szykuje się fajny bieg i chyba zwieńczenie mojego outdoorowego sezonu. No chyba, że jeszcze będziemy mieć w tym roku złotą polską jesień, to porwę się na jakiś oficjalny półmaraton. Bo niby dlaczego nie? :)

Za oknem ostatnio więcej chmur niż słońca, a kilka ostatnich dni było chwilami mocno deszczowych. Dziś nawet zagrzmiało, ale przynajmniej mamy sporo grzybów w tym roku, w porównaniu z ubiegłoroczną posuchą. Pogoda zatem jest trochę barowa, co sprzyja przesiadywaniu w domu przy herbacie z miodem i cytryną oraz słuchaniu muzyki. Muzycznie zaś ten wrzesień jest wyjątkowo ciekawy. W ogóle cała jesień zapowiada się świetnie pod tym względem. Za nami nowe albumy Stinga i Placebo. Niestety, ale to dla mnie mocno rozczarowujące premiery. Nie do końca taki, jaki się spodziewałem jest również album The 1975, co nie oznacza, że mi się nie podoba. Podoba mi się bardzo. Tak bardzo, że chyba wybiorę się na ich koncert w listopadzie do Warszawy (Igor, liczę na Ciebie :). Za nami także pełnoprawny album Chvrches - fajnie słucha się tej płyty, a wokalistka jest zjawiskowa :) No i w końcu Kings od Leon. Właśnie kończę pierwsze przesłuchanie i Królowie zdecydowanie dają radę. Kilka piosenek już powędrowało do mojej biegowej playlisty. A już wkrótce ukażą się albumy m.in. sióstr Haim, Mobiego, Morcheeby i nowa Edyta Bartosiewicz. Chyba muszę zbudować jakiś ołtarzyk poświęcony tej małej okrągłej zielonej ikonie :] 

Jesień to także pora, w której na antenę większości amerykańskich stacji telewizyjnych wracają seriale. Kolejny sezon "Gry o tron" niestety dopiero na wiosnę, także "Suits" zaliczają mid-season break. Przede mną za to kolejne spotkania z Jess i "The Big Bang Theory". To będą dwa stałe punkty w mojej prywatnej ramówce. Na pewno tę godzinę tygodniowo uda mi się dla nich wygospodarować, ale generalnie staram się ograniczać czas, który poświęcam na bezproduktywne siedzenie przed komputerem. O Facebooku już pisałem. Sprzątania tablicy i ogólnego porządkowania jeszcze nie zakończyłem, ale zdecydowanie rzadziej tam zaglądam. Jednak jeszcze nie jestem uzależniony. Osiągnąłem za to punkt krytyczny dzielenia się zbyt wieloma, często zupełnie bezsensownymi, informacjami. OK, pewnie robię to samo, tylko trochę inaczej, tutaj na blogu, ale przynajmniej nie mam poczucia, że tracę czas. Wręcz przeciwnie. Moja blogowa aktywność nie jest zatem zagrożona, gdyby ktoś miał się zacząć martwić :]

Po raz kolejny zabieram się za czytanie jednej z moich ulubionych książek - "Buszujący w zbożu". Jeśli jej nie czytaliście, to koniecznie przenieście ją na szczyt Waszej kupki wstydu. Tak, jest aż tak dobra. Ten cytat na samym końcu pochodzi właśnie z niej.

Trójkowa wyprawa ciągle przede mną. Na pewno odbędzie się jeszcze w tym roku. Relacja już wkrótce.

Właśnie zapisałem się na przyszłoroczny Cracovia Maraton. Już nie ma odwrotu. To będzie, jak do tej pory, moje największe biegowe wyzwanie. Celuję w czas poniżej czterech godzin. Jeśli zimę uda mi się porządnie przepracować, to jest to jak najbardziej możliwe. Możecie powoli rezerwować sobie czas. Startuję z Rynku Głównego w niedzielę 18 maja. Serio, liczę na Wasz doping. Mam nadzieję zobaczyć na trasie jakieś podnoszące na duchu transparenty :)

Mój lewy sercowy… Wygląda na to, że wszystko jest już z nim w porządku, tylko jest teraz jakiś lżejszy. Pewnie podobnie jak ja, zmienił swój rozmiar z XL na L. Widocznie coś takiego też było mu potrzebne, ale dzięki temu jest mi teraz lżej na duszy. Nie wiem, czy czas leczy rany... Na pewno wraz z jego upływem jest łatwiej. Dopiero teraz dociera do mnie to, jak dziwnie to wszystko musiało wyglądać. W przyszłości na pewno będzie zdecydowanie lepiej.

"Tak właśnie bywa z dziewczętami. Wystarczy, że któraś umie coś robić z wdziękiem, a choćby nie była wcale bardzo ładna, choćby nawet była głupawa - zakochuje się czy coś w tym rodzaju, i już sam nie wiesz, co się z tobą dzieje. Dziewczyny. Jezu Chryste. Umieją człowieka do wariactwa doprowadzić. Fakt."
Ostrzegałem, że będzie dziwnie… :]
Stay tuned.

0 komentarze:

Prześlij komentarz