Muzyka. Jedyna z dziedzin sztuki, bez której trudno jest mi wyobrazić sobie codzienność. Kilka ostatnich dni było trochę gorszych niż zwykle, ale chyba powoli zmierzam we właściwym kierunku, w czym mocno pomaga mi muzyka. Może to znak, że już naprawdę się starzeję :), ale tym razem chciałbym trochę powspominać. Nie wiem, czy też tak macie, ale ja z niektórymi piosenkami jestem bardzo silnie związany i dość wyraźnie pamiętam momenty, w których po raz pierwszy je usłyszałem. Zapraszam Was zatem na krótką wyprawę ze ścieżką dźwiękową mojego życia.
I'm So Confused
Will You Show To Me?
You'll Be There For Me
And Care Enough To Bear Me
I never thought that this day would end
I never thought that tonight could ever be
This close to me
Cały okres liceum to odkrywanie The Cure. Pierwszą piosenką, od której zacząłem swoją przygodę z Kjurami było "Close to me". Wiąże się z nią powrót mojego kuzyna Igora BigPine (once again - thx:) ze Stanów z walizką płyt CD, wśród których znalazł się album "Galore". Moment, w którym po raz pierwszy usłyszałem ten utwór jest nadal bardzo wyraźny. Piosenka jest dość nietypowa, jak na Kjury, jednak mam do niej bardzo duży sentyment. Pamiętam też, że zaraz po przegraniu płyty CD na kasetę, katowałem tą piosenkę siebie i wszystkich znajomych. Do dziś mi się nie znudziła :]Z The Cure wiąże się wiele innych, "fajnych inaczej" historii, ale nie chcę Was nimi zanudzać. Co ciekawe, nie pamiętam momentu w którym pierwszy raz usłyszałem moją piosenkę wszech czasów, czyli "Pictures of you". Żałuję też bardzo, że nie pojechałem na łódzki koncert The Cure w 2000 r., ponieważ uczyłem się do matury i wtedy wydawało mi się, że szkoła jest najważniejsza…
And you can’t fight the tears that ain’t coming
Or the moment of truth in your lies
When everything feels like the movies
Yeah you bleed just to know you’re alive
The Goo Goo Dolls. Po raz pierwszy usłyszałem o nich, tak jak w wielu innych zespołach i wykonawcach, na trójkowej Liście Przebojów. Marek Niedźwiecki dzwonił w tamtych czasach co piątek do Aliny Dragan, która prezentowała notowania holenderskiej i europejskiej listy przebojów. W jednym z notowań, w których Pana Marka zastępował chyba Piotr Stelmach, wymieniając Goo Goo Dolls, Pani Alina przeczytała tę nazwę jako "Goł Goł Dolls". Wkrótce potem ja, jako ekspert :], oglądając kluczową scenę z filmu "Miasto Aniołów" z Nicolasem Cage'em i Meg Ryan w rolach głównych, w której podkładem był właśnie utwór "Iris", błyszczałem niedawno nabytą radiowo wiedzą.
Who's gonna tell you when
It's too late?
Who's gonna tell you things
Aren't so great?
You can't go on, thinkin' nothing's wrong, but bye
Tak jak napisałem wyżej, Trójka w znaczącym stopniu ukształtowała mój muzyczny gust. Właśnie z tego powodu planuję wkrótce pojechać do Warszawy i odwiedzić Listę Przebojów (będzie można mnie usłyszeć na żywo na antenie!). Jak wszystko dobrze się ułoży, stanie się to jeszcze w sierpniu :) Jak już będzie to pewne i będę znać konkretny termin, na pewno się nim z Wami podzielę :) Wracając do sedna - pewnie każdy z Was ma jakiegoś wykonawcę albo zespół, którego zna tylko z jednego utworu. Nie będę udawać, że jestem wielkim miłośnikiem i znawcą twórczości The Cars, ale piosenka "Drive" jest naprawdę niesamowita. Każdy może oczywiście odbierać ją na swój sposób, jednak dla mnie osobiście jest to jedna z najsmutniejszych piosenek świata. Nie wiem, czy był to akurat pierwszy raz, kiedy ją usłyszałem, ale prawie trzynaście lat temu, w czasie pewnej jesienno-sobotniej Markomanii, Marek Niedźwiecki oznajmił, że kilka dni temu, na raka zmarł Pan Samochodzik - Benjamin Orr, wokalista The Cars i zaprezentował właśnie tę piosenkę.You can't go on, thinkin' nothing's wrong, but bye
Come up to meet you, tell you I'm sorry
You don't know how lovely you are
I had to find you, tell you I need you
Tell you I set you apart
O grupie Coldplay po raz pierwszy usłyszałem oczywiście w Trójce, w nieistniejącej już dawno audycji Trójkowy Ekspres, autorstwa Pawła Kostrzewy. Trójka grała Coldplay na długo przed innymi stacjami w Polsce, zanim ten zespół stał się naprawdę popularny w naszym kraju. Wielkim fanem tej grupy zostałem dopiero po ich drugiej płycie - A Rush of blood to the head, wydanej w 2002 r., a moją ulubioną ich piosenką jest bezsprzecznie "The Scientist", pochodząca z tej właśnie płyty. Nie wiem dlaczego stała się nią dopiero dwa lata po wydaniu tego albumu, ale jej drugie odkrycie zawdzięczam mojej znajomej - Magdzie, dzięki której obejrzałem film "Apartament". Końcowa scena na lotnisku jest jedną z moich ulubionych w ogóle…
I got a blade in the middle of the night, don’t you mind
I nearly killed some body, don’t you mind don’t you mind
I gave you something you can never give back, don’t you mind
You’ve seen your face like a heart attack, don’t you mind
Czasem słyszę jakaś piosenkę i od razu wiem, że będzie wyjątkowa. W przypadku The 1975 mam tak z ich większością utworów, a ostatnio najczęściej słuchałem kilku z nich w takiej oto kolejności: "Falligforyou", "Intro/Set3", "Me" oraz "You". Gdybym był zdolnym autorem tekstów, to teraz napisałbym pewnie taką tetralogię.
Nie chcę winić nikogo z nas
Rozpamiętywać gorzkich chwil, wiecznie rozliczać z kłamstw
Nie chcę słuchać wyjaśnień, zbędnych słów
Jaki to ma teraz sens, gdy coś umknęło bezpowrotnie?
Słodko-gorzcy "Rozbitkowie" pomogli mi również coś sobie uświadomić. Zajęło mi to zdecydowanie za dużo czasu, ale w końcu dotarło do mnie, że od samego początku, czyli gdzieś tak od początku stycznia płynąłem na tej łódce sam i w zasadzie od razu do góry dnem. Z jednej strony szkoda, że byłem tam tylko ja, z drugiej jednak fajnie było się tak po raz pierwszy w życiu przepłynąć...
0 komentarze:
Prześlij komentarz